środa, 25 maja 2016

EOS balsam do ust

Dziś parę słów o tym małym bublu.


"Absolutny must-have każdej kobiety. Od samego początku stał się ulubionym balsamem gwiazd.
Organiczne, smakowite składniki i naturalne aromaty sprawią, że po prostu się w nim zakochasz... A jego praktyczny, okrągły kształt spowoduje, że stanie się on idealnym towarzyszem na każdy dzień.
Balsam do ust bogaty w przeciwutleniacze, witaminę E, masło shea oraz olej jojoba nada aksamitną miękkość ustom, zachowując ich naturalną wilgotność. Produkt posiada właściwości odżywcze, regenerujące i antybakteryjne. Nie zawiera glutenu, parabenów, ftalanów oraz wazeliny. Produkty EOS są w 95% organiczne i w 100% naturalne."

Tak zachwala swój produkt producent. Ja niestety mam o nim odmienne zdanie. Ale po kolei, najpierw skład. W składzie oprócz takich dobroci jak np. olej kokosowy, masło shea, olej jojoba znajdziemy stety lub jak dla mnie niestety - wosk pszczeli. Plusem jest to, że jako słodzik została użyta stewia.

Dlaczego uważam, że balsam do ust to totalny bubel? Własnie z powodu jednego składnika, który zawiera, a mianowicie - wosk pszczeli. 


Kiedy go użyłam pierwszy raz wszystko było ok. Pomyślałam nawet, że może to być fajny balsam do ust, miał super smak słodkiej mięty. Później, przy kolejnych zastosowaniach niestety było coraz gorzej.
Niestety balsam mnie uczulił i spowodował straszne swędzenie ust. Jak się okazuje jestem uczulona na wosk pszczeli i nie mogę używać produktów, które go zawierają, gdyż kończy się to dla mnie uczuleniem.

Zanim zdecydujecie się na jego zakup, sprawdźcie lepiej czy nie zawiera on składnika, który was uczula.

Balsam jest dostępny m.in. w Douglasie i na ich stronie internetowej www.douglas.pl lub w różnych sklepach internetowych. Jego koszt to ok. 25 zł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz